Dzień czwarty - hala targowa w Chani

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 3-2Dzień 4Dzień 4-2Dzień 5Dzień 5-2Dzień 6Dzień 7Dzień 7-2Dzień 8

Dzień czwarty pod względem pogody był chyba najgorszy. Chwilami kropiło, było pochmurno i dość chłodno. Co właściwie idealnie wpasowywało się w plan zwiedzania miasta. Pierwszym przystankiem był bankomat, cecha charakterystyczną każdego z nich jest stos walających się w okolicy potwierdzeń. Nikt ich chyba nie zabiera z soba, a do kosza stojącego dwa metry dalej jest za daleko...

To był też jedyny raz gdy widziałem na Krecie policję. Dwóch panów policjantów na motorach, jeden solidnie otyły, stało pod kebabem i radośnie oddawało się konsumpcji :) Mijając ich wszedłem do hali targowej czyli dużego budynku na planie krzyża. Według wikipedii ma prawie 100 lat i jest uważana za jedną z najpiękniejszych w Grecji. Innych nie widziałem więc nie wiem, ładna jest w każdym razie :)

Tak się na Krecie parkuje jeśli brakuje miejsca. Na skrzyżowaniu i przejściu dla pieszych, pod stopem, przy zakazie skrętu w lewo :) Nikogo też nie dziwi zatrzymanie samochodu na środku pasa i włączenie awaryjnych w celu na przykład (niekoniecznie krótkiej) wizyty w sklepie obok.

Tablica z informacjami o historii i przeznaczeniu hali. Oczywiscie brudna ;)

Ruch jak na Marszałkowskiej. Ale w przeciwieństwie do polskich realiów tu nikt się nie przepycha, nie śpieszy, nie złości...

Kupić można tam niemal wszystko. Świeże ośmiorniczki prosto z morza :)

Oliwki na tysiąc sposobów - należy tu zauważyć, że nigdy nie lubiłem oliwek i właściwie tych dostępnych w Polsce dalej nie lubię. Na Krecie jadłem chętnie.

Inne stoisko z oliwkami i zdaje się kozimi serami.

Mięsko :)

Było też stoisko z gotowymi potrawami, raz z niego skorzystaliśmy, były pyszne.

Ośmiorniczka duszona w warzywach. Jadłem któregoś dnia, rewelacja.

Wybór mięs był spory, ale drobiu nie widziałem nigdzie. Również w knajpach w których byłem żadnej kury zjeść nie można było.

Temu królikowi jego królicza łapka szczęścia nie przyniosła...

Wielu gatunków ryb nigdy wcześniej nie widziałem.

Te przedziwne stworzenia były tak świeże, że aż żywe.

Koty są wszędzie, oczywiście zupełnie niezainteresowane ludźmi. No chyba, że ma się w ręce coś do jedzenia :)

Ten nawet jedzeniem nie był zainteresowany :)

Wyszliśmy bocznym wejściem i trafiliśmy na wąską, targową uliczkę przy której sprzedawano właściwie wszystko. Grajkowie też się znaleźli.

Doszliśmy do placu z kościołem. Siedział przy nim człowiek sprzedający zabawkę w postaci galaratowatej kulki. Podrzucał ją, spadała na ziemię rozpłaszczając się zupełnie, podnosił ją, znów rzucał i tak w kółko. Trafiliśmy na niego w czasie całego pobytu jakieś trzy razy. Zawsze miał tą samą nieobecną minę i robił to samo.

Pomnik groźnego Greka.

I drugiego, teoretycznie mniej groźnego.

Wnętrze kościoła oczywiście złote, chociaż mniej niż w klasztorach.

W każdym greckim kościele w jakim byłem można było zapalić taką świeczkę, wbija się je w piasek pod cienką warstwą wody. Tym sposobem nie brudzą i w razie przewrócenia czy wypalenia bezpiecznie gasną.

Pomnik nieznanego mi człowieka. Google twierdziło, że był to profesor historii.

Z placu poszliśmy w stronę portu i kręciliśmy się po okolicznych uliczkach. Niektóre prezentowały się jak wyżej.

Ale zdecydowana większość była ładna.

Niebieski jest popularnym kolorem :)

Uliczki wąskie, ruch spory, do tego wszędzie ogródki restauracji. Czasem przechodzi się wręcz między stolikami.

Pani na balkonie to oczywiście manekin, ciekawe to o tyle, że nie ma tam bynajmniej żadnego sklepu z ubraniami.

Kolejny dom z niebieskimi akcentami.

Jedna z bocznych uliczek przy której znajdowały się sklepy z lokalnymi wyrobami z pogranicza sztuki i rzemiosła.

Między niektórymi uliczkami można było przejść przez domy. Za którymś razem przeszliśmy przez pokój w którym siedziała rodzina oglądająca telewizję, zupełnie nas zignorowali więc to chyba normalne :)

Stare miasto znajduje się częściowo na wzgórzu więc schodów tam sporo, w sklepach z pamiątkami znaleźć można wszystko.

Stoliki restauracji na całej szerokości ulicy to tez nic dziwnego, przechodzi się zaglądając ludziom w talerze.

Ostatecznie zawędrowaliśmy z powrotem do portu. Pora była by coś zimnego wypić i dać nogom odpocząć.

Dzień trzeci część druga - cmentarz aliantów i port << >> Dzień czwarty część druga - latarnia i muzeum

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 3-2Dzień 4Dzień 4-2Dzień 5Dzień 5-2Dzień 6Dzień 7Dzień 7-2Dzień 8