Dzień piąty - Heraklion

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 3-2Dzień 4Dzień 4-2Dzień 5Dzień 5-2Dzień 6Dzień 7Dzień 7-2Dzień 8

Dojechaliśmy szybko i bez żadnych problemów, przejazd przez samo miasto nie był zbyt interesujący, ot szeroka, dwupasmowa ulica, jakiś wiadukt itp, właściwie jak w Polsce. Skierowaliśmy się od razu do portu i znaleźliśmy miejsce parkingowe może dwie ulice od niego.

Przywitał nas taki oto napis na murze. Od razu milej ;)

Okazało się jednak, że nie trafiliśmy raczej w turystyczną okolicę.

Im bliżej portu tym jednak przyjemniej :)

Wyszliśmy od zachodniej strony gdzie jak widać trwały akurat jakieś wykopaliska.

Trochę mnie zastanawia jak takie rzeczy znajdują się te parę metrów poniżej poziomu gruntu. Celowo zasypane? Ale po co?

A to już wenecka twierdza będąca wizytówką miasta. Powędrowaliśmy do niej natychmiast.

Budynki jak w Chani tylko bez domurowanych przednich ścian.

Słońce dawało po oczach :)

Potężne wzmocnienie falochronu, co dość zabawne znajdował się przy nim zakaz kąpieli. A co jeszcze zabawniejsze parę metrów dalej w masce i z rurką pływał jakiś śmiałek :)

Twierdza w remoncie, nie ma zwiedzania... :(

Wenecki lew nadgryziony zębem czasu.

Tu też pogrodzone, nie miałem tego dnia szczęścia.

Na widocznych tablicach pokazane były zdjęcia z planu filmu kręconego między innymi w twierdzy. Dzięki temu pooglądałem jej wnętrza.

Fenomenalne sklepienia.

Po spacerze poszliśmy na obiad. Restaurację niestety wybraliśmy na czuja. Wyglądała fajnie, urządzono ją w starym kutrze albo czymś podobnym. Problem w tym, że jedzenie było naprawdę słabe. Na przystawkę dostaliśmy między innymi tzatziki które były zwyczajnie zepsute. Człowiek który nas obsługiwał był bardzo zdziwiony i wielokrotnie powtarzał "not good? food not good?!" z prawdziwym bądź nie zdumieniem w głosie. Ośmiornica była ok. A ok to bardzo słabo jak na ośmiornicę.

A to "sałatka z jeżowca". Nie dała się zjeść. W humorach dość średnich ruszyliśmy w drogę powrotną.

Jak już pisałem wcześniej prowadziła ona właściwie cały czas wzdłuż wybrzeża. Mieliśmy jeszcze sporo czasu więc korzystaliśmy z widoków. Na zdjęciu jeden z wielu hoteli, trzeba przyznać że lokalizację miał ciekawą.

Warto trzymać się drogi, złapanie pobocza może się skończyć źle ;)

Tutaj pobocza po prostu nie ma. Gdzieniegdzie w takich miejscach znajdują się siatki mające powstrzymać spadające na drogę kamienie.

Przed nami góra, a po prawej morze.

Tu też jesteśmy może 200 metrów od wody choć wygląda jakbyśmy jechali przez góry. Bardzo mi się to na Kreci podobało.

Zrobiliśmy sobie mały postój w punkcie widokowym. Z jednej strony morze.

Z drugiej strony ścieżka na górę.

Mała dzika plaża.

I kawałek dalej mniej dzika :)

Miniaturowa kapliczka przy drodze, trudno powiedzieć czy to odpowiednich naszych przydrożnych krzyży czy nie. Widzieliśmy ich sporo.

Po prawej stronie na górce stał jeden samotny dom od którego prowadziła ścieżka nad widoczną plażę, ładnie ktoś mieszka.

Ikea przy południowym wjeździe do Chani.

Podsumowując piąty dzień napisać muszę, że był on naprawdę pełen wrażeń. Zwłaszcza zwiedzanie Knossos było ciekawym i myślę ważnym przeżyciem, ale o tym pisałem na poprzedniej stronie. Reszta dnia też była udana pomijając pechowy obiad :)

Dzień piąty - Knossos! << >> Dzień szósty - leniwa Chania :)

Dzień 1Dzień 2Dzień 3Dzień 3-2Dzień 4Dzień 4-2Dzień 5Dzień 5-2Dzień 6Dzień 7Dzień 7-2Dzień 8